BRACIA DOBRZYŃSCY - FRATRES MILITES CHRISTI DE DOBRIN - Komandoria Krakowska

Forum BRACIA DOBRZYŃSCY Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Feliks Koneczny - "Święci w dziejach Narodu Polskiego&q


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BRACIA DOBRZYŃSCY Strona Główna -> POWIĄZANE Z ZAKONEM (cosas conectadas con la orden)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

BRAT BRUNON
BRAT RYCERZ




Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 2577
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KRAKÓW
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:12, 10 Lis 2009    Temat postu: Feliks Koneczny - "Święci w dziejach Narodu Polskiego&q

Feliks Koneczny - "Święci w dziejach Narodu Polskiego"

Ażeby zrozumieć nowe znajomości, jakie porobili św. Jacek i św. Sadok, musimy się trochę cofnąć i nawiązać do krucjat.

Krucjaty przechodziły z początkiem XIII w. dziwne przesilenie. Potężna co do sił wojennych była czwarta z rzędu wyprawa krzyżowa (1202-1204). Zowie się w historii "łacińską", dlatego że wojsk krzyżowych użyto na zdobycie cesarstwa bizantyńskiego. Usuwano oczywiście schizmę, religią państwową stawał się katolicyzm i to w obrządku rzymsko-łacińskim, ale trwało to niecałe 60 lat, po czym wróciło wszystko do dawnych urządzeń bizantyńskich.

Krucjata ta sprawiła zawód bolesny. Uczucia ogółu podniecone były wyczekiwaniem, kiedyż nareszcie Jerozolima będzie na nowo w ręku chrześcijan? Zaczęto powszechnie tłumaczyć sobie, że widocznie ludy europejskie, dla ciężkich grzechów swoich, stały się niegodne, żeby posiadać miejsca święte pod swą władzą. W powszechnym przygnębieniu zrodził się nareszcie pomysł, że Bóg nie mógłby odmówić powodzenia takiej krucjacie, która składałaby się z ludzi czystych, niewinnych, bezgrzesznych. Skądże wziąć takich tysiące, dziesiątki tysięcy? Chyba dzieci? I rzeczywiście urządzono we Francji krucjatę dzieci w r. 1212. Było to wzywaniem imienia Boskiego nadaremno! Kilkanaście tysięcy dzieci w pochodzie pieszym, który był uciążliwy dla dorosłych! Z chorób i z głodu wyginęła ta armia dziecięca, zanim doszła nad Adriatyk!

Polska, jak już wiemy, uwolniona była od krucjat palestyńskich, ale pod warunkiem walki z Prusakami i pracy misjonarskiej pośród nich. Wielki książę Leszek Biały powziął w tym celu poważne zarządzenie. Sam zajęty był, z konieczności i przeciwko swej woli, kłopotami i walkami na wszystkie strony, więc chciał, żeby był ktoś taki, kto by mógł poświęcać się bardziej sprawie pruskiej. Miał Leszek rodzonego brata imieniem Konrad; nadał mu umyślnie dużą dzielnicę, całe Mazowsze i Kujawy, żeby rozporządzać mógł stale znaczniejszą siłą przeciwko Prusakom, którzy byli jego sąsiadami od północy. Spełniał książę mazowiecki nałożony na siebie obowiązek, jak mógł, nie szczędząc ani własnej osoby, lecz na próżno uganiał się za poganami. Okazało się, że nie da im rady.

Nie zabrakło też nigdy świątobliwych kapłanów, którzy pragnęli poświęcić życie nawracaniu Prusaków. W tym czasie właśnie zgłosił się do apostolskiej pracy mnich z Oliwy pod Gdańskiem, imieniem Krystyn (Chrystian). Papież Innocenty III ustanowił go w r. 1215 biskupem, pierwszym biskupem pruskim. Ten widząc, że Konrad Mazowiecki nawet Mazowsza od napaści pruskich ochronić nie zdoła, powziął zamiar, żeby na pograniczu prusko-mazowieckim ustanowić osobny zakon rycerski.

Zakony rycerskie był to owoc krucjat. Wstępujący do nich rycerze musieli pozostać bezżenni, jak zakonnicy, ale pozostawali rycerzami, ślubując, że będą stale bronić chrześcijaństwa od napaści niewiernych. Główne były trzy takie zakony: włoski Joannitów, francuski Templariuszów i niemiecki. Ten powstał w r. 1190, a zwał się urzędowo "zakonem rycerzy N.M.P., narodu niemieckiego" - krótko zaś Krzyżakami od tego, że mieli wyszyty duży krzyż czarny na białym płaszczu.

Wszystkie te zakony rycerskie miały tworzyć w Palestynie wojsko stałe, gotowe zawsze odpierać napaści muzułmańskie. Posypały się z całej Europy olbrzymie fundusze na ten cel i zakony rozporządzały w krótkim czasie niezmiernymi dostatkami, których używały z początku uczciwie, zgodnie z właściwym swym celem. Gdy jednak panowanie w Palestynie chwiać się poczęło, gdy potem psuł się obyczaj i na dworach palestyńskich książąt, i wśród ich rycerstwa, zepsucie zaczęło zwolna dosięgać także zakonów rycerskich. Przy Grobie św. utrzymywali tylko po jednym "domu", a reszta ich siedziała sobie spokojnie w Europie na bogatych dobrach, zapisanych im przez pobożnych fundatorów w tej myśli, żeby nie zabrakło środków do walki w Palestynie.

Niemieccy Krzyżacy pierwsi przenieśli się do Europy. W r. 1211 przywołał ich król węgierski, wiadomy nam już Andrzej II, na pomoc do walki przeciwko pogańskim Kumanom, którzy niepokoili wciąż wschodnie granice jego królestwa. Nadał Krzyżakom w tym celu krainę pograniczną, ale ci zamiast wojować z poganami, zaczęli tam organizować sobie własne państewko. Spostrzegłszy to król Andrzej, wypędził ich w r. 1225.

Były to właśnie lata bł. Sadoka na Węgrzech. Zapewne radował się ze sprowadzenia Krzyżaków, że cały zakon rycerski poprze jego prace misyjne. Patrzył następnie na ich zachowanie się, na ich pożądliwość świeckiego panowania i widział czemu ich król wygania. Po wielkiej radości doznał wielkiego rozczarowania.

Na wzór owych palestyńskich postanowiono zatem urządzić polski zakon rycerski. Konrad oddał im na własność północny swój gród, Dobrzyń i stąd nazwano ich Braćmi Dobrzyńskimi. Spisywali się dzielnie i niebawem wystawili nad Wisłą nową warownię, Chełmno. Od tych grodów nazywano następnie okoliczne dwie krainy, ziemiami dobrzyńską i chełmińską. Gdy tak się urządzano nad dolną Wisłą, doszła wiadomość, że na rok 1217 Andrzej II węgierski zamierza przedsięwziąć krucjatę, ale palestyńską, i zwraca się o współudział do Polski. Papież Honoriusz III przejrzał, że siłami Węgier i Polski nie da się pokonać islamu w Azji i odzyskać Ziemi Świętej, i że lepiej będzie, gdy Polska urządzi krucjatę pruską. Już wielu poskładało zobowiązania na ręce książąt i biskupów, gdy pismo papieskie kazało użyć tych sił na obronę własnego kraju od pogan. Ponowił Honoriusz III swe nawoływania w r. 1218, obiecując takie same odpusty i odpuszczenie grzechów, jakie udzielane bywały wyruszającym do Palestyny. Zaczęły się przygotowania. Ojciec św. przypuszczał, że nadciągnie też niemało rycerstwa z zachodniej Europy i nadał w r. 1219 najwyższe zwierzchnictwo nad tymi spodziewanymi krzyżowcami arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. Ale to wszystko nie dopisało, a wojnę krzyżową przeciw Prusakom prowadził jesienią r. 1219 sam tylko Konrad, książę mazowiecki. Oczywiście, Bracia Dobrzyńscy zawsze pomagali.

W następnej pruskiej krucjacie r. 1222 wzięli udział obok Konrada Mazowieckiego także Leszek Biały i Henryk Brodaty wrocławski. Cofnięto zagony pogan, ale gdy książęta wrócili do siebie, gdy wszystko zostało na barkach Braci Dobrzyńskich, Prusacy zmówili się, żeby się pozbyć tego polskiego pogotowia wojennego. Uderzyli na nich z całych sił w r. 1224, walczyli bez ustanku, bo ich było dużo i mogli się zmieniać, gdy tymczasem Bracia nie byli ani w przybliżeniu tak liczni, a Prusacy nie dawali im wytchnienia. Otoczeni, oblężeni, pozbawieni żywności, nie poddawali się jednak i do końca nie poddali, zostali wycięci jednak niemal w pień.

Wówczas Henryk Brodaty udzielił Konradowi Mazowieckiemu rady, żeby powołać wypędzonych właśnie z Węgier Krzyżaków. Niestety, Konrad poszedł za tą wskazówką, a gdy Krzyżacy skwapliwie oświadczyli swoją gotowość, nadał im w r. 1226 ziemię chełmińską i nieszawską, po obu stronach Wisły. Był to najnieszczęśliwszy błąd polityczny, przeklinany przez wszystkie następne pokolenia Polaków. Oto Krzyżacy oddali od razu nie tylko te ziemie, ale z góry wszystko, cokolwiek by zdobyli na Prusakach, pod władzę cesarza niemieckiego Fryderyka II, a cesarz nadał im to od siebie w lenno. Cesarze bywali zawsze bardzo pochopni do rozdawania nie swoich krajów! Krzyżacy zaś postanowili sobie z góry, że walczyć będą nie w interesie Polski (od której otrzymują nadania), lecz w interesie Niemiec, i że nie będą się uważali za lenników Piastowskich, lecz cesarskich, niezależnych zupełnie od Polski. Miało więc powstać kosztem Polski nowe państwo niemieckie nad dolną Wisłą i nad Bałtykiem.

Szczęściem dla Krzyżaków, nieszczęściem dla Polski trafili oni w sam raz na czasy największego osłabienia sił państwowych polskich. Właściwie nie było wcale tych sił! Piastowie walczyli na zabój sami między sobą. Powiadano, że w tych latach jedna połowa Piastów była w więzach u drugiej, jako pojmani jeńcy wojenni. A wojowali o każdy gród, choćby o drugorzędny gródek, byle wyrwać sąsiedniemu stryjowi kawał ziemi. Wielki książę Leszek Biały, chcąc przywrócić pokój zwaśnionemu rodowi, wyznaczył na grudzień 1236 r. zjazd książęcy do Gąsawy (nieco na północny wschód od Gniezna), żeby tam załatwić wszystkie spory sądem polubownym. Ale w Gąsawie stała się straszna zbrodnia. Na zebranych książąt napadł zdradziecko Światopełk pomorski. Ranny Henryk Brodaty ledwie zdołał się ocalić, a Leszek Biały padł ofiarą, zabity przez siepaczy w sąsiedniej wiosce Marcinkowie.

Syn Leszka i Grzymisławy, Bolesław (któremu nadano później przydomek Wstydliwego) liczył zaledwie półtora roku. Zaczęła się wojna o rządy opiekuńcze pomiędzy Konradem Mazowieckim a Henrykiem Brodatym. Trwały te boje siedem lat. Chociaż z początku Konrad był górą, w końcu jednak utrzymał się przy Krakowie książę wrocławski.

W tym właśnie czasie papież Grzegorz IX wymusił wyprawę krzyżową na cesarzu Fryderyku II. Zobowiązał się on już dawno do tego, ale przyrzeczeń najuroczystszych nie dotrzymywał. Obarczył go więc papież klątwą i wtedy dopiero cesarz wyruszył w r. 1228. Sprzyjało mu szczęście, gdyż odzyskał Jerozolimę i Nazaret. Ale nie trwało to długo. W kilkanaście lat potem, w r. 1244 utracono Jerozolimę ponownie, tym razem na zawsze.

Wieści o tej krucjacie zachęcały Polskę do krucjat pruskich, a tymczasem kraj pogrążony był w wojnie o Kraków, rzekomo o opiekę nad nieletnim Bolesławem Wstydliwym. Jak powiedziano wyżej, ostatecznie utrzymał się Henryk Brodaty.

Ten książę miał szalone szczęście. Tak się zbiegły okoliczności, że i na Górnym Śląsku nastali książęta małoletni, a on sprawował za nich rządy, jako ich opiekun. Następnie syn Mieszka Starego, Władysław Laskonogi, mianował go swym dziedzicem, a książę Brodaty, wyprawiwszy się ze swym wojskiem, zajął Wielkopolskę od zachodu aż po rzekę Wartę. W r. 1234 posiadał już cały Śląsk, Krakowskie, Sandomierskie i połowę Wielkopolski. Miał stanowczą przewagę nad całym rodem Piastów i zdawało się, że gałąź śląska pokieruje dalszymi losami Polski.

Podczas tej wojny o opiekę, a w rzeczy samej o wielkie księstwo, Konrad Mazowiecki, który w ogóle nie miewał skrupułów w doborze środków, powiedział sobie, że najlepiej będzie, jeżeli nieletniego Bolesława wraz z jego matką dostanie w swą moc i już ich nie wypuści. Podstępem zwabił w r. 1232 do siebie bł. Grzymisławę z synkiem i więził ich blisko przez trzy lata na zamku w Sieciechowie. Zlitował się wreszcie nad nimi rycerz Klemens z Ruszczy i z jego pomocą uszli szczęśliwie z więzienia. Odtąd szala przechylała się już coraz bardziej na stronę Brodatego, a rzecz prosta, że bł. Grzymisława popierała wszystkimi swymi wpływami Henryka przeciw Konradowi. Jakoż sprawował rządy na Wawelu Henryk w latach 1234-1238.

Tuż po zbrodni w Gąsawie i na początku owej wojny o rządy opiekuńcze przypada przyjazd św. Jacka do Gdańska. Któż miał wtedy czas i sposobność pilnować Krzyżaków?! Któż wówczas zajmował się Pomorzem? A gdy książę mazowiecki wszystkie swe siły obracał na wojnę domową z księciem wrocławskim, Mazowsze stało się zupełnie bezbronne wobec Prusaków i wszyscy tam radzi byli Krzyżakom, bo u nich było stałe pogotowie wojenne. Zabierali dla siebie co się dało, ale bądź co bądź Prusaków trzymali na wodzy.

Tak się więc okoliczności ułożyły pomyślnie dla niemieckiego zakonu rycerskiego, iż nawet mąż tak doświadczony, jak św. Jacek, sprzyjał im. Nie wiadomo, czy miał jakieś wiadomości od bł. Sadoka; ale choćby nawet wiedział o krzyżackich sprawkach tam na Węgrzech, tutaj nad Bałtykiem musiał kierować się względami na to, żeby Mazowsze miało spokój i zabezpieczoną granicę północną. Nie mógł też urządzić misji pruskich bez poparcia tych niemieckich rycerzy, a więc tym samym nie mógł występować przeciwko nim. Krzyżacy zaś we własnym interesie pragnęli misji stałych, jakimi stałyby się klasztory dominikańskie. Mógł więc św. Jacek nie poprzestać na Gdańsku, lecz założyć klasztory w Chełmie i w Toruniu. Kiedy Krzyżacy zakładali potem miasto Elbląg, z góry oznaczali miejsce, gdzie ma się stawiać klasztor dla Dominikanów.

A kiedy skończyła się wojna o rządy opiekuńcze, ze strony polskiej pomagano Krzyżakom z całych sił, żeby skończyć z Prusakami. Pod wodzą Konrada Mazowieckiego zdobywali ziemię chełmińską, a w r. 1234 urządzono dla nich wyprawę krzyżową jakiej przedtem nigdy nie bywało. Stawiła się tym razem obok Mazowsza, Śląska, Małopolski, także Wielkopolska i nawet Pomorze. Zdobyto wtedy pierwszą krainę pruską, bursztynowe wybrzeże Pomeranii i oddano je Krzyżakom na własność. Wdzięczni za to po swojemu, rzucili się tegoż roku na posiadłości Braci Dobrzyńskich i przywłaszczyli je sobie. Reszta naszych Braci przeniosła się wtedy na wschód do Drohiczyna, gdzie wyginęli w walce z pogańskim plemieniem Jadźwingów (którzy byli pobratymcami Prusaków i Litwinów).

Takie działy się rzeczy, gdy św. Jacek przebywał w Gdańsku i krainach pruskich, zdobywanych przez Krzyżaków. Czyż mógł przewidywać, do jakiego stopnia "Zakon rycerski" będzie się sprawować nie po zakonnemu i nie po rycersku? Czyż mógł przewidywać, że nawet te klasztory dominikańskie, które tam zakładał, obrócą się pod panowaniem krzyżackim na wspak, na zgorszenie całemu światu? Któż by mógł przewidzieć, że Stolica apostolska nazwie Krzyżaków publicznie, przed całą Europą, najgorszymi wrogami Chrystusa? Czyż ci książęta polscy, którzy dopomagali Krzyżakom zdobywać ziemie pruskie, mogli przewidywać, że popierają największego wroga Polski? A któż mógł przewidzieć, że nawracanie Prusaków będzie polegało na wytępieniu ich, na zgładzeniu tego ludu z powierzchni ziemi, tak iżby ani śladu po nim nie zostało? A oni założyli sobie tam państwo świeckie, które rozrosło się potem w królestwo pruskie! Bo nawet nazwę Prusaków przywłaszczyli sobie od wytępionego ludu!

Dopiero gdy Krzyżacy dopuścili się więcej niecnych sprawek względem Polaków, poczęto się zastanawiać, co to ma znaczyć i co to za zakon rycerski! Poczęto szydzić, że to zakon na wspak i szyderczo nie nazywano już Krzyżaków inaczej, jak Zakonem. I tak już zostało! Do dnia dzisiejszego, gdy się w polskiej książce historycznej czyta "Zakon" bez żadnego dodatku, który zakon, trzeba się zawsze domyślać tego niemieckiego zakonu rycerskiego.

Ale wracajmy do św. Jacka. Nie miał zwyczaju przebywać w jakimś kraju długo. Po pewnym czasie wyręczał się swymi uczniami, a sam przenosił się w inne strony, nieraz bardzo odległe, ażeby gdzie indziej posiać zbożne ziarno. W całym żywocie tego wielkiego świętego natrafiamy raz po raz na lata, w których nie wiemy, gdzie się podziewa, a trudno przypuścić, żeby ten niezmordowany podróżnik przesiadywał po kilkanaście lat na jednym miejscu. Nagłość i nadzwyczajna szybkość w przenoszeniu się z jednego końca Polski na drugi przypomina owego wielkiego wojownika z 47 bitew; doprawdy pod tym względem był św. Jacek jakby nowym Bolesławem Krzywoustym w zakonnym habicie!

Podobnie było z pobytem na Pomorzu i w Prusach. Zniknął i zjawił się w Skandynawii, w Szwecji, po drugiej stronie Bałtyku! Zabrał z sobą ucznia Janusza, którego tam pozostawił. Został on potem arcybiskupem Upsali, prymasem Szwecji i zaliczony jest również w poczet świętych.

Ale w r. 1236 spotykamy św. Jacka w samym Kwidzynie (Marienwerder), w stolicy nowego państwa krzyżackiego. Tam doszła go wieść, że przybyły do Polski legat papieski Wilhelm, biskup Modeny z Włoch, rzucił klątwę na Henryka Brodatego. Stało się to z oskarżenia arcybiskupa gnieźnieńskiego Pełki, że gdy Henryk zagarniał Wielkopolskę po Wartę, nie uszanował dóbr katedry gnieźnieńskiej i dokonał na nie najazdu, pustosząc i grabiąc. Przypomnijmy sobie, jak to Odrowążowie nie mieli nigdy zaufania do tego księcia, a mając Wrocław tak blisko, opierali się zawsze o Kraków. Oczywiście, Henryk Brodaty szybko przeprosił arcybiskupa i wynagrodził szkody porobione przez swych żołnierzy.

W dwa lata później skończyły się dni tego księcia. W śmiertelnej chorobie pragnął gorąco zobaczyć się jeszcze z żoną. Ale św. Jadwiga trzebnicka nie ruszyła się ze swej celi, ani też na pogrzeb nie przyszła. Takie miała pojęcia o umartwieniach, a umartwienia uważała za największy obowiązek.

Bolesław Wstydliwy liczył lat dwanaście, jeszcze nie "orężny", a więc trwała dalej opieka. Pozostała przy gałęzi śląskiej. Syn Brodatego, Henryk II Pobożny, wraz z całą rozległą spuścizną po ojcu, objął również rządy na Wawelu. Bolesława nie można było jeszcze postawić na czele państwa, ale do ożenku był (według ówczesnych pojęć) dość duży. Gdy w roku następnym, 1239, skończył lat 13, ledwie zaczął 14, zaraz go ożeniono. Był w tym czynny świątobliwy kanonik krakowski, bł. Prandota, który prawemu dziedzicowi tronu chciał zawczasu zapewnić przyjaźń i oparcie, a to w dynastii węgierskiej Arpadów. Wybrano na oblubienicę i przyszłą wielką księżnę - królewnę węgierską, córkę króla Beli IV, pięcioletnią Kunegundę, czyli Kingę. Było to więc małżeństwo na przyszłość! Na razie bł. Grzymisława wychowywała dalej Bolesława i przybrała sobie za wychowankę Kingę, dziecinę, która miała także kiedyś stać się patronką Polski. Kierował zaś ich wychowaniem bł. Prandota. Wieniec świętości rozwijał się ponad Polską coraz bujniej.

Polska miała historyczny obowiązek szerzyć katolicyzm i cywilizację łacińską wokół siebie. Schizmą otoczona była od wschodu, od Rusi, a pogaństwem od północy i północnego wschodu. W pogaństwie był pogrążony cały szczep bałtycki. Wszystkie jego ludy: Prusacy, Jadźwingowie, Litwini, Żmudzini, Łotysze. Trzy z tych ludów sąsiadowały z Polską. Obok Prusaków także Jadźwingowie i Litwini dawali się we znaki Mazowszu, łupiąc kraj i uprowadzając mieszkańców w niewolę. Zwłaszcza najazdów z Litwy było dużo. Ci poganie nie zamierzali nawet rozszerzać swego państwa ku zachodowi: plądrowali, brali jeńców i wracali z łupami do siebie. Najcenniejszym łupem był właśnie jeniec, bo rękoma polskich jeńców zaprowadzali u siebie rolnictwo, którego jeszcze wówczas nie znali. Takich przymusowych rolników nazbierało się na Litwie do końca wieku XIII przeszło 20 tysięcy. Świadczy to dobitnie o słabości książąt mazowieckich, którzy żadnemu nieprzyjacielowi zewnętrznemu rady dać nie mogli.

Nie ginie marnie chrześcijanin wśród pogan i nie tylko pozostaje chrześcijaninem, lecz nieraz staje się misjonarzem. Udziela wyjaśnień o wierze świętej, opowiada i rozpowiada, bo nieraz znajduje ciekawych słuchaczy, nieraz sami go wypytują i do opowiadania zachęcają. Ponieważ jeńców trzeba było dla celów rolniczych osadzać gromadnie, wykonywali więc obowiązki swe chrześcijanie całą gromadą, modlili się razem, starali się obchodzić niedziele i święta itp., a to wszystko działało na pogan, jako propaganda, choćby nawet nieświadoma. To pewne, że znaczna część Litwinów, zaznajamiała się jako tako z chrześcijaństwem.

Kościół polski nie mógł tych jeńców na Litwie pozostawić bez pociech religijnych. Dojeżdżali więc tam raz po raz ofiarni misjonarze, którzy znajdowali wzajemnie pośród tej katolickiej ludności oparcie i zachętę, żeby też próbować misjonarstwa wśród Litwinów.

Na Litwie pierwotnie nie było znaczniejszej organizacji państwowej, każda okolica wiodła odrębne życie, mając nad sobą tylko drobnych książąt plemiennych. Ale ludność litewska graniczyła od wschodu i od południa z wareskimi książętami Rusi, niezwykle zaborczymi. Obrona przed ruską zaborczością przyspieszyła powstanie pierwszej organizacji politycznej na Litwie bo trzeba się było skupić pod wspólnym wodzem. W ten sposób powstawały księstwa, których około r. 1200 było na Litwie pięć, a dwa na Żmudzi. W walkach z Rusią. coraz bardziej rozdrobnioną, okazali się Litwini niebawem silniejsi, bo się coraz bardziej jednoczyli. Niebawem książęta litewscy poczęli czynić zabory na Rusi. Około r. 1200 zdobyli Grodno nad średnim Niemnem, a w r. 1209 najechali po raz pierwszy Wołyń i doszli aż do południowego dorzecza Prypeci. Była to tylko łupieska wyprawa, jakby na próbę. Wnet jednak zaczęli systematyczny podbój, od tak zwanej Czarnej Rusi, kraju oddzielającego Litwę od Wołynia, pomiędzy górnym Niemnem a Prypecią. Ten podbój dokończyli w r. 1224 pod wodzą Mendoga. Książę ten zhołdował sobie wkrótce potem całą Litwę, jako jedynowładca, a usuwanym z Litwy dawnym książętom dawał nadania na Rusi. Zwrócił też swe wyprawy na Ruś północną, pod Smoleńsk i Połock, nad górny Dniepr i nad Dźwinę.

Stąd niedaleko do Inflant. Tam nad dolną Dźwiną, na ziemi pogańskiej łotewskiej było już osadnictwo kupieckie niemieckie i powstało duże miasto handlowe - Ryga. Do walki z Łotyszami założono w r. 1204 osobny zakon rycerski, tak zwanych Kawalerów Mieczowych. Ci rozszerzali szybko zdobycze swoje na Łotwie i zaczęli następnie zapuszczać zagony na Litwę. O nawracaniu wcale nie myśleli. Ale wobec Litwy okazali się za słabi.

Właśnie wtedy sprowadził Konrad Mazowiecki Krzyżaków. Ci szerzyli swe podboje od dolnej Wisły poprzez kraj pruski coraz dalej w kierunku Inflant, położonych także nad Bałtykiem na północnym wschodzie. Od Prus oddzielała Inflanty Żmudź. Gdyby ją zdobyć, złączyłyby się dwa osadnictwa niemieckie nad morzem Bałtyckim. Ażeby tego dokonać, złączyły się oba niemieckie zakony rycerskie. Miało więc powstać nad Bałtykiem wielkie państwo od dolnej Wisły aż poza dolną Dźwinę. Połączenie zaś obu zakonów odbyło się w ten sposób, że Kawalerowie Mieczowi rozwiązali swój zakon w r. 1237 i sami wszyscy dobrowolnie wstąpili do Krzyżaków. W ten sposób posiadł Zakon drugi już kraj nad Bałtykiem, mianowicie Inflanty.

Odtąd Zakon sąsiadował z Litwą i uważał, że jak Prusy i Inflanty, podobnie i Litwa powinna mu przypaść. Mendog miał odtąd od północy potężnego nieprzyjaciela.

Ale również od południa widział się Mendog zagrożony, bo tymczasem fortuna zaczęła się przechylać znów na stronę ruską. Na czele stanęli Rurykowicze z Halicza.

Sprawy halickie opuściliśmy w rozdziale szóstym na roku 1214, na koronacji dziecięcej pary Kolomana i Salomei. Chowały się te dzieci na węgierskim dworze w stolicy Węgier, w Budzyniu. Ale niebawem Rurykowicze wystąpili energicznie. Dorastający Daniel (syn poległego pod Zawichostem Romana) zebrał siły orężne i ze swego Włodzimierza wołyńskiego wybrał się na podbój Halicza. Wtedy wyprawiono z Budzynia dziewięcioletniego Kolomana z siedmioletnią Salomeą, żeby zajęli swoje królestwo i królowali w Haliczu, zanim Daniel tam dojdzie. Wojsko węgierskie wprowadziło tę dziecięcą parę królewską i to wojsko starło się z hufcem Daniela. Wynik był dla polityki węgierskiej opłakany. Król z królową dostali się do niewoli, w której wypadło im przebyć trzy lata, 1218-1221. Niewesołe mieli wspomnienia z dzieciństwa!

Zaniosło się na wielką wojnę, Rurykowicze sprowadzili aż z północnej Rusi najlepszego z całego swego rodu wojownika ks. Mścisława Udałego, który po kilkuletnich walkach wycofał się w sposób zupełnie taki sam, jak przedtem Leszek Biały: córkę swą wydał za rodzonego brata Kolomana, Andrzeja i tej nowej parze oddał Halicz w r. 1227. Następowała więc zmiana węgierskich królewiczów. Salomea Leszkówna liczyła już lat szesnaście, a Koloman kończył lat osiemnaście. Ślubowali wszakże powściągliwość, czego też dotrzymali. Na dalszy swój los czekali w Budzyniu. Po pewnym czasie powierzył ojciec Kolomanowi zarząd Chorwacji; tam więc pomiędzy Słowian południowych towarzyszyła mężowi bł. Salomea. Na węgierski tron Koloman nie miał wstąpić; ojciec jego Bela IV żył i panował do r. 1270, synowi zaś nie było dane przeżyć roku 1241. Bł. Salomea była więc w tym czasie tylko królewiczową węgierską.

Dorosłemu już tymczasem Danielowi sprzyjało szczęście. Opanował Podole, dorzecze Piny, Drohobuż i Łuck, z którego pochodziła bł. Grzymisława. Z Halicza był wprawdzie dwa razy wypędzany, ale zawładnął tym grodem po raz trzeci w r. 1239.

Zastał w Haliczu św. Jacka i dwa klasztory: dominikański i franciszkański.

Księstwo halickie, ta polska ziemia Lachów, graniczyło od zachodu z diecezją krakowską, a zatem krakowscy biskupi winni byli przede wszystkim pilnować tam misji, żeby nawracać ze schizmy. Ale ci mieli pełne ręce roboty i kłopotów we własnej olbrzymiej diecezji, zwłaszcza, że duchowieństwa było zawsze za mało. Czytaliśmy, jak za Bolesława Krzywoustego Cystersi odmówili misjonarstwa. Dopiero za Leszka Białego powiodło się utworzyć osobne misyjne biskupstwo Rusi, a biskupem został opat Cystersów w Opatowie, tuż nad Wisłą, imieniem Bernard. Sam misjami się nie trudził, bo niebawem zajęły się tym nowe zakony św. Dominika i św. Franciszka. Nie poprzestając na Rusi, wciągnęły i Litwę w zakres swego działania; ale na Rusi czynni byli głównie Dominikanie, a na Litwie głównie Franciszkanie, niosąc tam pociechy religijne polskim jeńcom, tym niewolnikom osadzonym na roli.

Skąd, z której strony świata przybył wówczas do Halicza św. Jacek, nie wiadomo. Daniel nie robił trudności misjom katolickim, ale nagle cała praca została wstrzymana przez straszliwe wydarzenie. Był nim najazd mongolski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BRACIA DOBRZYŃSCY Strona Główna -> POWIĄZANE Z ZAKONEM (cosas conectadas con la orden) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin